Nad sesją Dagny i Maćka od początku wisiały czarne chmury. W umówionym dniu od rana zerkaliśmy z niepokojem w okna. Obserwowaliśmy zbierające się ciemne kłęby zwiastujące ulewę, której nie przewidziały prognozy pogody. Stały kontakt telefoniczny i wspólne rozważania – uda się, czy nie? Do ślubu zostało niewiele czasu, a zdjęcia były potrzebne, nie tylko jako pamiątka – jedno z nich miało zostać wydrukowane i ozdabiać prezent dla ukochanych rodziców. Początkowo planowaliśmy sesję na godzinę 17:00, ale padało zarówno o 15:00, 16:00 jak i pięć minut przed 17:00. Decyzja o nieprzekładaniu sesji została podjęta w ostatniej chwili. Tym razem natura postanowiła zrobić nam wspaniały prezent i punktualnie o 17:00 deszczowy kran został zakręcony. Co więcej, zostaliśmy obdarowani pięknym, złotym słońcem. Osobiście uważamy, że była to rekompensata za nierówną walkę z komarzycami w czasie jednej z poprzednich sesji.
Cóż, nie mogło być inaczej – wielkiej, prawdziwej miłości nic nie stanie na drodze. Jeśli w perspektywie mamy całą przyszłość, to czym jest jeden deszczowy dzień? Takiej sile nawet natura musiała ustąpić.
I takie historie kochamy najbardziej. A Wy?